Toruń - Olsztyn - restauracje - knajpy - opinie - recenzje - obsługa - jedzenie

Znam takich, którzy fortunę zostawili w maszynach hazardowych. Są i tacy - o nich nie trudno- którzy piją. Trafiają się filateliści i inni hobbyści. Kolega dwa lata odkładał i kupił sobie czterdziesto-calową plazmę. Ja jadam "na mieście". Taka to moja słabość. I aby było jasne nie jestem ekspertem kulinarnym, mam średnio wyczulone podniebienie, nie kończyłem szkoły gastronomicznej. Moje obserwacje odnoszą się głównie do standardu lokalu, otoczki wokół jedzenia. Same smaki są warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym. I kiedy kolejny raz fajnemu posiłkowi towarzyszyła chamska/nieudolna/zła obsługa, otoczka powiedziałem "NIE" - i tu to opisuję.

piątek, 12 lutego 2010

Hammurabi - Olsztyn

     Nigdy nie zrozumiem piratów - tych co podrabiają marki - bo piratów którzy mówią "arghhh", brakuje im nogi/oka/ręki i szukają przygód - rozumiałem od zawsze. Zawsze miałem wrażenie, że dla dobrego własnego samopoczucia, samorealizacji konieczna jest pewna kreatywność. Stworzyć coś własnego, zrealizować własną wizję. Jak zbuduję samochód to nie nazwę go "Oudi" i nie przyozdobię logiem z trzech kółek. Kiedy produkowałbym film porno nie nazwałbym go "Łysek w pokładach Idy". Zawsze chodzi o ambicję, spełnienie, oryginalną twórczość - czy to sztuka wzornictwa, filmowa, czy... no właśnie kulinarna. Jakkolwiek kiedy już szukać usprawiedliwienia dla podróbek, to o.k. kiedy podrabia się uznane, dobre marki... Ale podrabiać Sphinxa??? To jak papugować Disco Polo, albo robić dmuchane lale na podobę poseł Kempy. Hammurabi od menu, poprzez wystrój na strategiach skończywszy naśladuje Sphinxa. Problem w tym, że Sphinx sam w sobie jest niczym innym jak talerzowym fast-foodem.  
     I chyba nie będę już tu pastwił się nad nazwą "od głupka dla głupków", Hammurabi - 1000 lat po piramidach i na innym kontynencie niż one. Z trudnością, jednak, godzę się z faktem, że i jedni i drudzy odwołują się do kuchni arabskiej, gdzie nie używa się wieprzowiny, a na niej opierają swoje menu. Nie znajdziemy jednak w tych lokalach, tak lubianej przez Arabów, i przez mnie osobiście, baraniny, jagnięciny.

     
      O ile ktoś zna pierwowzór to nic go w Hammurabim nie zaskoczy, jakkolwiek jakością trochę ustępują, ale już na przykład nie tak bardzo cenami. Wystrój - klon Sphinxa. Gliniane lampy, sztuczne drzewa, "klimatyczne" freski na ścianach. Zamówiłem jedną ze specjalności restauracji. Zestaw złożony z kilku rodzajów mięsa, frytek i surówek. Poprosiłem dodatkowo o sos tzatziki, całość dopełniała świeżo wypieczona pita. Zacznę od końca. Pita jak pita... jak pita w Sphinxie. Świetny sos tzatziki (wiem, wiem Półwysep Arabski, a nie Peloponeski...), dobrze doprawiony, w dobrej temperaturze podany, nie za ostry nie nazbyt łagodny. Tragedia w surówkach. Zakiszone, zleżałe, przeżarte na wzajem swoimi sokami. Po pierwszy skubnięciu miałem obraz jak idą do Hammurabiego prosto z Reala na własnych nogach... i chyba ze 3 dni szły. Frytki nie zachwycały,ale nie było dramatu, zresztą ile można oczekiwać od frytek. I przechodzimy do punktu ciężkości oceny - mięsa. Z nimi różnie było. Shoarma z kurczaka słaba, zbyt małe, momentami nazbyt spieczone kawałki mięsa kojarzyły się z przesuszonymi skwarkami. "Szaszłyk" - świetny smak mięsa (zamarynowane? doprawione?), ale do szaszłyka brakowało urozmaicenia w postaci warzyw. To co się na patyczku znalazło wyglądało jakby przez przypadek przy nadziewaniu się zaczepiło - malutkie spalone kawałeczki cebuli i papryki. Kebab bardzo przyzwoity o niezbyt intensywnym smaku (i dobrze) świetnie zgrillowany - dzięki umiarkowanemu zastosowaniu przypraw czujemy dobre mięso.
     Co do obsługi to byłem miło zaskoczony. Kelnerki młode i sympatyczne. W chwili gdy nie było kogo obsługiwać, co robić, ustawiały się w punkcie obserwacyjnym i czekały na wezwanie/pracę/klientów. Było to bardzo miłe zaskoczenie po wizycie sprzed kilku lat, kiedy nikt z obsługi się mną właściwie nie interesował. Widać dobre przeszkolenie obsługi.
     Ceny ... właściwie jak w Sphinxie... może nieco niższe. Za mój posiłek przyszło mi zapłacić około 40 złotych. 
     Słowem podsumowania. Mimo wszystko Hammurabi się poprawił, było sporo gorzej. Wobec obecności w Olsztynie Sphinxa i Hammurabiego i podobnych cen, to z dwoja złego, proponuję posiłek w tym pierwszym. 
     Rada na dziś to taka, że sieciowe knajpy dobre są tylko wtedy kiedy nie znamy lokalnego rynku usług gastronomicznych, a dodatkowo się śpieszymy. Niby nic dobrego, ale wiemy na co trafimy. Lepszy znany wróg niż obcy...

5 komentarzy:

  1. polecam hammurabi, nie sphinxa.

    OdpowiedzUsuń
  2. wg mnie uczeń/pirat przerósł mistrza, jedzenie dużo lepsze niż sphinxa. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Idąc tym tropem sposobem myślenia co autor, powinien być na świecie tylko jeden sklep z odzieżą, jedna pizzeria, jeden bar sushi itd. To jest jak najbardziej zwyczajne, że ludzie powielają pomysły i nie ma to nic wspólnego z piractwem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Taa. niebo i piekło, chyba ze ktos woli piekło ....:) A skoro taki negatyw to nie ma problemu- zakładaj swój wlasny interes, da sie ocenić. Licze na kreatywność.

    OdpowiedzUsuń
  5. uważam,że ma pan sporo racji. Ja byłam tam z mężem tylko raz, wizyta wypadła raczej średnio, nawet nie dobrze,abyśmy znów odwiedzili tę restaurację.Magda

    OdpowiedzUsuń