Toruń - Olsztyn - restauracje - knajpy - opinie - recenzje - obsługa - jedzenie

Znam takich, którzy fortunę zostawili w maszynach hazardowych. Są i tacy - o nich nie trudno- którzy piją. Trafiają się filateliści i inni hobbyści. Kolega dwa lata odkładał i kupił sobie czterdziesto-calową plazmę. Ja jadam "na mieście". Taka to moja słabość. I aby było jasne nie jestem ekspertem kulinarnym, mam średnio wyczulone podniebienie, nie kończyłem szkoły gastronomicznej. Moje obserwacje odnoszą się głównie do standardu lokalu, otoczki wokół jedzenia. Same smaki są warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym. I kiedy kolejny raz fajnemu posiłkowi towarzyszyła chamska/nieudolna/zła obsługa, otoczka powiedziałem "NIE" - i tu to opisuję.

piątek, 5 lutego 2010

Tartufo - Toruń

     Jak mierzyć naiwność człowieka? Mam pomysł - może wskaźnikiem będzie to ile razy dał się nabrać na ten sam numer? No to mam pierwsze miejsce w kieszeni. Knajpka powstała już jakiś rok temu. Na początku podniecenie - bo pierwszy w Toruniu "buffet libre".
     Odrobina filozofii własnej (czyt.wynurzeń). Są dwa cele moich odwiedzin w restauracjach, rzadko kiedy uda się je połączyć. Albo po to, aby pobawić się atmosferą, pobyć w fajnym miejscu, posmakować czegoś świetnego i liczyć się ze słonym rachunkiem i niezaspokojonym głodem - ale ok - przyszedłem się bawić konwencją - czyli tradycyjne restauracje. Drugi powód - nawpychać się jak wieprzek smacznego  jedzenia za rozsądną cenę - czyli bufety (free/libre/wolne). Jeśli chodzi o mnie, częściej uczestniczę w przedsięwzięciach z grupy pierwszej. Dlaczego? - ano primo - potrafię baaardzo dużo zjeść, secundo - nie znam tanich bardzo obfitych jadłodajni. Ale uwaga! na horyzoncie buffet libre Tartufo.
     Bywałem już w bufeteriach w krajach obcych, i wiem jak to powinno wyglądać. A co nam oferuje Tartufo?. Po pierwsze profil - kuchnia włoska - fajnie. Wystrój... hmm czysto, ale czy ładnie?... kwestia gustu... zestawienie średniowiecznej piwnicy ze stołami z Ikei, ale nie ważne jestem tu aby się nawpychać, a nie podziwiać wnętrza. Zatem zamawiam... ale gdzie? Przy stoliku przez chwilę nie wzbudzam zainteresowania, przy barze odsyłają mnie do stolika... ale to nie ma znaczenia, nie jestem tu aby cieszyć się kolonialnym kunsztem obsługi, ale po to aby się nawpychać! Teraz będę jadł... ale gdzie ten bufet? Jest kelnerka i co mają w ofercie? Pastę, pizzę, bar sałatkowy i zupę. No trochę mało... kuchnia włoska to trochę więcej niż te elementy, gdzie jest lasagne, tortellini, ravioli, risotto, bruschetta, carpaccio, czy tiramisu?... NIE MA PO NICH ŚLADU... ale nic nie przyszedłem się rozkoszować i wybrzydzać, ale napchać po włosku.


     No to teraz o opychaniu - wreszcie. Pasta jest.... ale tylko jeden rodzaj dziennie... zero, nada, null (sic!) wyboru... w dodatku każdą skromną porcję trzeba zamawiać u kelnerki, bo kuchnia przygotowuje je na życzenie...  I tu ujawnia się cały misterny plan szefostwa: po pierwsze kelnerka po zamówienie dokładki się do nas nie kwapi... po drugie niezależnie od rozmiarów porcji zwykła przyzwoitość, poczucie skrępowania nie pozwala człowiekowi zamówić więcej jak jedną dokładkę. No ale to tylko pasta. Jest jeszcze bar sałatkowy. Chyba nie trzeba być wielkim obieżyświatem, znawcą kulinarnym, aby wyobrazić sobie przyzwoity bar sałatkowy... o czymkolwiek pomyślicie nie znajdziecie tego w "pierwszej toruńskiej bufeterii". 2-3 "premixowane" sałatki a la imieniny Wujka Ryśka, 3-4 składniki dodatkowe jak na przykład obrana marchew... Poważnie - jak wnosiłem ostatnio do domu karton z zakupami i pudło rozpadło się gubiąc całą zawartość na podłogę garażu, to był to bardziej apetyczny bar sałatkowy niż ten w Tartufo - nawet pomimo rozglabanego pomidora. Pizza owszem jest nawet przyzwoita, ale z czekających na nas nawet 5 różnych placków 3 czekają na nas od rana... zimne, suche i nieświeże jak stary kabanos pod szafką w przedpokoju. Zupa... ech - jedna oczywiście, i włoska jak Bielik na Giewoncie. 
     Ceny? Tanio, bardzo tanio. Możliwość "jedzenia ile się chce" - pod warunkiem że będzie to zimna pizza  - kosztuje 15 zł. Napoje płatne osobno. Podsumowanie: jedzenie dobre, ale mało, obsługa miła, ale bałagan (zamawiamy przy stoliku, przynosimy sami, płacimy przy barze). Teraz najważniejsze: z pewnością nie jest to buffet libre - bo z bufeteri nie wychodzi się głodnym.
    A gdzie ta moja wspomniana na początku naiwność? Otóż wracałem do tego miejsca 3 razy, po przy każdym poprzednim pobycie dostawałem od obsługi deklarację: "dopiero się rozkręcamy, ofertę będziemy poszerzać"  i już ponad rok się rozkręcają i ciągle przymierzają do poszerzenia oferty, a ja naiwnie daję się nabrać i wychodzę głodny.
     Jeśli gdzieś na świecie czujemy potrzebę skorzystania z dobrodziejstwa knajpy typu "free buffet" , zasięgnijmy wpierw opinii na jej temat - chociażby z Internetu. Wieść o dobrych tego typu punktach roznosi się w sieci bardzo szybko.
     

4 komentarze:

  1. ''Teraz najważniejsze: z pewnością nie jest to buffet libre - bo z bufeteri nie wychodzi się głodnym.''

    No kolego czytajac twoj artykol bylem conajmniej zszokowany twoja ignorancja. Dobilo mnie jedno z ostatnich zdan, to ktore cytowalem. Przyjezdzam do torunia raz w roku, i zakazdym razem wychodze z tartufo obrzydliwie najedzony. a malo nie jem bo 12 calowa pizze zjadam sam z apetytem. To nie restauracja, gdzie masz menu z 14 stron, to prosty szybki bufet. Salatki z tego co ja wiem, a tez nie jestem po gastronomiku to dodatki do potraw wiec nie oczekujesz znowu pelnej karty do salatek. Pisales ze stolowales sie za granica, wiesz wiesz jak podaje sie w bufecie. dodatek plus gluwnie danie. tu masz dodatki az dwa i glowne danie jakim sa pizze. zawsze cieple bo na podgrzewaczu. chyba nie jadles pizzy we wloszech bo nie wiesz ze tam pizza nie parzy biorac ja w reke.

    Mi sie wydaje, ze zaduzo jesz w tanich knajpach i nie doceniasz klasy restauracji tartufo.

    Jedzenia tyle ile zmiescisz a smak...

    chyba jedyna wloska kuchnia w toruniu, a wiem co mówie.

    Przemas z Angli

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłem tam ostatnio z dziewczyną. Totalna żenada. Też wyszliśmy głodni, bo byle czym się nie chcemy najadać. Sucha pizza i jeden makaron w dodatku na zamówienie. Już w sumie lepiej dołożyć pare złotych i zjeść coś smacznego, a nie taki niby wypas za póldarmo. NIEPOLECAM

    OdpowiedzUsuń
  3. Pochodzę z Torunia i lubię czasem wejść do Tartufo z dwóch powodów. Po pierwsze, odpowiada mi klimat tej knajpki (to co było powiedziane wcześniej o niemiłej obsłudze jest kompletnie nieprawdziwe - przecież witają człowieka zaraz po wejściu do restauracji, czego więcej chcieć). Po drugie, że smakuje mi jedzenie. Fakt, że nie ma dużego wyboru dań włoskich, ale wybór samej pizzy jest wystarczający. Makaron, fakt jeden rodzaj dziennie, ale za to prawdziwa włoska pasta. Jako zwykły student mam gdzieś wyrafinowaną kuchnię byle by było dobre i niedrogie. Jeśli chodzi o porównanie z innymi knajpkami w Toruniu to zgodzę się, że najeść się za mniejsze pieniądze można też w innych miejscach (np. w Manekinie naleśnik jest w cenie około 8-10zł, a porcja jest naprawdę duża) ale mimo to lubię pójść czasem do Tartufo żeby trochę się "odchamić" miłym klimatem i dobrym jedzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam twój wpis i odczuwałam narastające zdumienie. Przepraszam, czy naprawdę spodziewałeś się, że za 15 zł dostaniesz wybór 30 rodzajów makaronu, karafkę wina i może jeszcze bistecca alla fiorentina na drugie danie? Chyba nie w tym kraju. Oczywiście można by pomyśleć o knajpce, gdzie za 50 zł dostałbyś to, co chciałbyś dostać, ale Tartufo celuje w inną klientelę i ta klientela ceni sobie możliwość najedzenia się [naprawdę dobrą] pizzą za 15 zł, przegryzienia tego sałatką i skosztowania smacznego makaronu [ludzie, kurza twarz, pasta to jest do zębów, jesteśmy w Polsce!]. Trudno wyjść głodnym po takiej konsumpcji, chyba że ktoś potrzebuje 2500 kcal na obiad...

    OdpowiedzUsuń