Sam sporo jeżdżę. Nie są to dystanse kierowcy tira, aczkolwiek tyłek boli. Na kilku trasach z Torunia do innych miast znam tyko kilka (3-4) przydrożnych knajp, które warte są polecenia. Co właściwie znaczy, że takie miejsce warte jest polecenia. Hmm... w dobrym miejscu zatrzymujemy się kiedy jesteśmy w trasie, zgłodnieliśmy i wiemy, że tam dają jeść lepiej, niż gdzie indziej. W bardzo dobrej knajpie na trasie zatrzymujemy się nawet wtedy gdy nie jesteśmy głodni, ale szkoda nam tracić okazji, w końcu jesteśmy w okolicy. Do świetnej knajpy po prostu jeździmy - jest sama w sobie celem, a nie etapem trasy. Tak właśnie jest ze Stopką. Może jestem maniakiem, ale już kilka razy specjalnie tam jeździłem z Torunia - drobne 80 kilometrów w jedną stronę.
Jak tam jest? Ciekawie. Cały teren restauracji został zamieniony w skansen, a właściwie muzeum. Podobnie jak na balu kombatanta, tak i tu wszędzie otaczają nas starocie. Mamy cały park maszynowy technologii rolniczej, są stare pralki, radia i telefony, patefony, walizki i żelazka, jest żelazny traktor i ręczna pompa strażacka... jest wszystko. Dnia za mało aby to wszytko zwiedzić, a zaryzykuję opinię, że hektar jest do obejścia. Jakkolwiek jestem zafascynowany technologią prac domowych z początku ubiegłego wieku i przejawami geniuszu konstruktorów kieratu, to nie z powodu skansenu jeżdżę do Stopki...
Potrawy są tu, jak przystało na prawdziwą restaurację, najważniejsze. Na wielkim grillu, nad górą węgla drzewnego, podskwierkują karkówki, kurczaki, szaszłyki i kiełbasa. Co istotne to porcje są słuszne, choć płacimy za wagę potrawy to i tak miło zajadać się karkówka wielkości przejechanego kota. Faktem jest, że dzięki marynowaniu karkówka ma niebywały smak, choć nie zabija tego o co w niej chodzi, czyli smaku dobrego mięsa. A dlaczego dobrego? To proste. Obserwując to miejsce, gdzie klientów jest tylu co w lumpeksie w poniedziałek, doszedłem do wniosku, że przy takim obrocie mięso nie ma in się kiedy zestarzeć - ono zawsze jest świeże. Po wybraniu metodą palca ("O TĘ POPROSZĘ!") dania głównego udajemy się do lady, gdzie wybieramy pieczywo, napoje i co najważniejsze dodatki.... a dodatki to osoba historia. Po pierwsze duży wybór różnych pikli: na ostro, kwaśno, słodko i słono. Po drugie i najważniejsze to sosy. Jakkolwiek właściciel je sobie nazwał, ja mam własne nazwy: biały sos czosnkowy i czerwony sos czosnkowy. Określenie sos jest w tym wypadku mocno nieprecyzyjne - w istocie mamy do czynienia, ze względu na ilość stałych składników, z rzadką sałatką. Jakkolwiek by tę mieszaninę pora, czosnku majonezu, śmietany pomidora oraz innych warzyw i przypraw nazwać to jest to rewelacyjny, świetnie skomponowany dodatek. Całe nasze zamówienie ląduje na tacy (tacach), regulujemy rachunek i możemy przystąpić do konsumpcji.
Jestem absolutnym fanem tego miejsca, ale czy jest ono ideałem? Nie. Jest pewien drobny zgrzyt, szczegół, którego nie przemilczę - PIEPRZONE PLASTIKOWE SZTUĆCE I PAPIEROWE TACKI!!! Ja rozumiem, że wszystko w konwencji grilla na działce pracowniczej pod Sosnowcem, wiem, że przemawia za tym jakaś logistyka i logika ("bo swołocz pokradnie"), ale na Boga jeśli zostawiam 100 zł za posiłek (ok, ok dla 4-osobowej rodziny, ale stówka jest stówka) to mogę chyba oczekiwać fajansowego talerza i blaszanego widelca. To straszny syf i obciach uciekać się do rozwiązań jednorazowych, tym bardziej, że na miejscu są warunki do urządzenia zmywalni i magazynu. Nie chcę snobować, ale zupełnie inaczej smakuje jedzenie z jakiejś wytłoczonej makulatury, a inaczej ze stosownej zastawy. I jeśli o mnie chodzi gotów jestem za to udogodnienie więcej płacić, tylko nie róbcie (Panie Właścicielu) takiego chamskiego festynu z papieru i plastiku.
Ceny - jak wspomniałem - za pełen duuuży obiad dla 2+2 około 100 złotych. Mało jak za mięso z rożna, sporo jak za knajpę przy trasie.
Stopkę odkryłem dwa razy. Pierwszy, kiedy sam tam, przez przypadek, zawitałem. Drugi raz kiedy okazało się, że wielu z moich znajomych, którzy czasem przemieszczają się po kraju, ją zna i próbuje mi nieudolnie tłumaczyć jak tam trafić. Spotkałem się też z wieloma opiniami, że jest to najlepszy grill w Polsce - i za prawdę ja lepszego nie poznałem.
Jeśli coś jest dobre, a nawet bardzo dobre, to nie znaczy, że nie może być jeszcze lepsze, dlatego warto zgłaszać swoje uwagi i pomysły w lubianych restauracjach - w końcu tak trochę, w pewnym sensie, są one częścią naszego życia - nas samych - dbajmy o nie. Sam mogę się pochwalić, że przez moją upierdliwość, w pewnej warmińskiej karczmie do menu wrócił garus ze śliwek! - bo tak mi go brakowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz