Toruń - Olsztyn - restauracje - knajpy - opinie - recenzje - obsługa - jedzenie

Znam takich, którzy fortunę zostawili w maszynach hazardowych. Są i tacy - o nich nie trudno- którzy piją. Trafiają się filateliści i inni hobbyści. Kolega dwa lata odkładał i kupił sobie czterdziesto-calową plazmę. Ja jadam "na mieście". Taka to moja słabość. I aby było jasne nie jestem ekspertem kulinarnym, mam średnio wyczulone podniebienie, nie kończyłem szkoły gastronomicznej. Moje obserwacje odnoszą się głównie do standardu lokalu, otoczki wokół jedzenia. Same smaki są warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym. I kiedy kolejny raz fajnemu posiłkowi towarzyszyła chamska/nieudolna/zła obsługa, otoczka powiedziałem "NIE" - i tu to opisuję.

poniedziałek, 8 marca 2010

Metropolis - Toruń

     Według mojej Babci dobre produkty nie muszą się reklamować - analogicznie reklamują się tylko te słabsze... Hmm tyle mądrości życiowej Babci - ile w nich prawdy nie wiem, ale brzmią jak głupawe slogany. Miałem, jednak okazję zbliżyć się do istoty rzeczy/problemu, jako że stopa moja postała w bodaj najintensywniej promującej się w Toruniu knajpie - Metropolis. 
     Pierwsze wrażenie dotyczyło, jak zwykle, wnętrza. Do dyspozycji klientów trzy spore sale. Całość bardzo sprytnie i funkcjonalnie zaaranżowana w boksy. Dzięki wydzielonym "przedziałom" ma się wrażenie pewnej intymności i przytulności zajmowanego miejsca, paradoksalnie "upchanie" przegród między stolikami pozwoliło na przygotowanie większej ilości miejsc dla gości (stoliki mogą stać bliżej siebie) - za to wielki plus dla właściciela.  Miły, atrakcyjny dla oka wystrój - wszędzie pstrokato, śmiesznie, ciekawie. Być może czas funkcjonowania wnętrza, a może ilość, bądź charakterystyka gości sprawiły, że całość nie pozbawiona jest już drobnych zniszczeń. Gdzieniegdzie odkleja się ściana, miejscami obtłuczenia, obdrapania i tym podobne. Jakkolwiek braki generalnie giną w pstrokaciźnie. Jest jeszcze jeden mankament wnętrza. Pierwsza sala - ta z witrynami od strony ulicy - była potwornie zimna - choć na dworze było umiarkowanie mroźno. 
     Pewnym wyróżnikiem tej jadłodajni jest spora liczba kelnerek. Fakt ten jest oczywiście determinowany liczbą stolików, jakkolwiek nie wszyscy właściciele gastronomii o tym chyba wiedzą i często szukają pierwszych oszczędności w redukcji etatów kelnerskich. Samobój i pazerność. Tu tego problemu pozornie nie było - kelnerek sporo, rozstawione w strategicznych miejscach i wyglądające na oczekujące obowiązków. Niestety za ilością nie poszła w parze jakość. Pomijam już oczekiwanie na rachunek, czy brak propozycji czegoś jeszcze (np. deseru). Jako dorosły, poważny (?), facet nie wiem jak mam zareagować gdy siksa-kelnerka podając mi pizze wskazuje na talerz przede mną po skończonej sałatce i mówi: "Zabierze Pan to!"- bo ona nie ma gdzie pizzy postawić... Interpretuję to już nie tylko jako brak profesjonalizmu, ale wrodzone prostactwo. Zastanawiam się jakim cudem trafiła do obsługi w restauracji, ba do miasta i ludzi. Co istotniejsze: kto ją zatrudnia??? Może tylko takie osoby zgadzają się pracować za głodowe 4,5,6 zł na godzinę...


     Prawdziwe problemy zaczęły się wraz z podaniem "jedzenia". Sałatka.... kiedy ją podano zaniemówiłem - wyglądała źle i nieapetycznie. Kiedy się ocknąłem i spojrzałem lekko otumaniony jeszcze raz, zastanawiałem się czy to mi podano, czy właśnie zwróciłem. W istocie przypominała treść żołądka. Sałatka to nie surówka! W restauracji nie ma prawa mieć postaci zmielonej.  W sałatce bez pomocy analizy kodu genetycznego próbek powinniśmy sami rozpoznawać składniki. Pomidor to pomidor, cebula to cebula, a kurczak to kurczak. Tu wszystko miało postać brei. 
     Pizza - ten sam problem co z sałatką nieczytelne w smaku, nieatrakcyjny wygląd i powinno się nazywać "wyrób pizzopodobny". Jeśli właściciel chciał udowodnić, że z najtańszych produktów można zrobić coś smacznego - to poległ. Szynka była "udawana", ananas z puszki, a ser fee. I już zupełnie nie miał znaczenia fakt, że moja pizza była przypalona. Wystarczy jedno zdanie, aby podsumować tę "pizze": ciepły, okrągły placek pełen śmieci.
     Do całości doskonale pasowały okropne, sztuczne sosy. Majonez był normalny, koperkowy i chilli smakowały jak plastykowa butelka. Czy tak trudno jest poświęcić 20 minut dziennie, aby przygotować własne sosy, z prawdziwych składników, od podstaw?
     Podsumowując grzechem pierworodnym kuchni były tanie, złej jakości produkty. Sałatka była ewidentnie mielonką z pozostałych, niewykorzystanych do pizzy ingredientów. Wszystkie te problemy mają wspólne źródło - pazerność właściciela. Nic dziwnego, że nie poprawia ich jakości, może nie ma pieniędzy, jak się już "wypstrykał" na reklamę.
     Czy lokal znajduje gości? Owszem. Miejsce wygląda na ulubiony lokal gimnazjalistów, pewnie tu randkują i próbują w tajemnicy piwa inwestując kieszonkowe. Prawda też znana od czasów Platona, że głody student (a sporo ich w Toruniu) zje wszystko, aby tanio. I faktycznie Metropolis jest bardzo tanie - żołądek zapchamy już za mniej niż 20 złotych, choć lojalnie ostrzegam, że nie wiem jak długo zechce nasz organizm to w środku trzymać. Chcąc zbudować ranking wewnętrzny Metropolis obstawiałbym jak następuje: 1 miejsce - Ceny, 2 Wystrój, 3 Obsługa, 4,5,6,7,8... itd., długo, długo nic i 138  "jedzenie".
     Mówiąc uczciwie nie było to najgorsze miejsce w którym ostatnio jadłem - gorzej było na przykład w Via Napoli  w Olsztynie. Moja wściekłość wywołana jest przez nachalną reklamę raczej, czy też fakt, że poczułem się oszukany. Miało być mniam, a było fee.
      Babcia w tym wypadku miała rację, gdyby nie reklama, miejsce to skazane by było na porażkę i plajtę. W wypadku gastronomii chyba faktycznie reklamują się słabi ... Starczy włączyć telewizor i zobaczymy jakie "restauracje" się promują.
     W świetle dzisiejszego tekstu porada oczywista. Czujność nasza powinna być wyostrzona i ostrożność zachowana kiedy widzimy niskie ceny i krzykliwą reklamę. NIE DA SIĘ, DO JASNEJ CHOLERY, PRZYGOTOWAĆ DOBRYCH POTRAW Z BYLE JAKICH, NAJTAŃSZYCH PRODUKTÓW. Dobre jedzenie musi swoje kosztować. Także mam się na baczności wobec jednocyfrowych cen dań. 

7 komentarzy:

  1. Boooski tekst.Normalnie Boooski.Tak właśnie wygląda ta restauracja a Twoje podsumowanie że dobre jedzenie musi kosztować jest lustrem w którym powinna się przeglądać nie jedna restauracja:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest prawdą że dobre jedzenie musi kosztować!!!
    to wszystko zależy ile właściciel chce zarobić. Tylko marża jest wieksza lub mniejsza... zobacz ile kosztuje schabowy w barze "Małgośka" a ile w hotelu "Bulwar"!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się podobało.Na Strumykowej obsługa fajna, duuuużżży wybór dań i pizzy, sporo miejsca więc nietrudno znaleźć spokojniejsze do rozmowy miejsce:-)Ogólnie nieźle:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. napiwek...

    cóż wiele mozna wyczytac w tym imponujacym w ilosc słow tekscie. nachodzi mnie tylko jedno pytanie skąd u ciebie wystepuje tak znakomita wiedza na temat jakosci produktów. z tego co widze z opisów jestes raczej klientem który szuka dziuryw całym. jesli chodzi o marże to zwracam uwage na duze porcje i to wbrew twojej opini calkiem dobrej jakosci.
    jesli jestes tak wymagajacym klientem dlaczego jadasz w pizzerii gdzie mozna najesc sie i napis za 30 pln . moze warto odwiedzic lokale 5 gwiazdkowe? takie tez mamy w tym miescie.

    jak dla mnie cena jest adekwatna do jakosci a jakosc do ceny. za niewielkie pieniadze mozna zjesc smacznie i co wazne dla mnie nawet po 22.00.
    i na tym porzestane .
    p.s. mozna tam spotakc fajnych ludzi bo jada chyba cale miasto i dlatego dalej pozostane ich klientem.

    moze.. do zobaczenia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. dla mnie dyskusja o metro nie ma sensu poprostu tani syf i koniec, jak ktoś lubi byle co za maly hajs to jest to. autor trafił w 10 z uwagami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Założę się, że w barze "Małgośka" jest tyle mięsa w schabowym ile filmu w polsacie. Także skucha.
    Pozdrawiam zdrowomyślących.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wystrój (Łazienna) bardzo ładny. Nowoczesny ale tak za bardzo upchane te miejsca. Większość stolików 2 osobowych, których łączyć nie można (np. dla 6 osób).
    Łazienka strasznie mała. W jednym pomieszczeniu ubikacja dla kobiet i meżczyzn. 3 osoby w łazience i już ścisk. No i małe zlewy pod kranem. Gdyż cała woda wylatuje. Ale wracajac do wazniejszych spraw.
    Na menu trzeba czekać, gdyż jak się podjedzie do baru, to "opryskliwa" barmanka powie "Menu podajemy do stolika! Prosze usiąść i poczekać!". Co do napoi, to ceny jak na starówkę to odpowiednie, ale np. Pepsi wygazowana (nie w butelce tylko lana), za plasterek cytryny 50 gr !
    Niestety niektóre kelnerki bardzo wolne. A niektóre ok, szybko podaly karty, wziely zamowienie (nawet bez zapisywania) i szybko nakryły. Ale większość z nich zapomina o sztućcach, talerzykach, i sosach. Dostajesz pizze familijną, a nie masz talerzy ani sztućców. Trochę dziwne.
    Jeżeli są 3 osoby, to kelnerka powinna wiedzieć, że raczej wszyscy chcą dostać w tym samym czasie jedzenie. Jednen z nas zamówił zupę, inny calzona, a ja szisz-tauk. Najpierw A. zjadł zupę. Potem B. dostał calzona (z mięsem mielonym i serem PYYYCCHA), no i gdy już wszyscy zjedli ja dostałam szisz-tauk z frytkami.
    Ogólnie jedzenie naprawdę dobre. Ale to też dziwne że przychodzą 3 osoby i każdy je osobno, a nie w tym samym czasie. Może kelnerka myślała że każde danie jest na naszą trójkę.
    Polecam krem z pomidorów z migdałami! Super smakuje!
    Spaghetti carbonarę! Żurek! Fettucine ze szpinakiem i serem! Penne z łososiem wędzonym! Wątróbkę drobiową z ziemniaczkami! Pizzę Milano! i wiele wiele innych. Można zjeść naprawdę smacznie i tanio!

    OdpowiedzUsuń